Niewyobrażalna tragedia rozegrała się na Wielkich Jeziorach Mazurskich pod koniec lata 2007 roku. Wielu, niczego nie spodziewających się żeglarzy padło ofiarą nawałnicy, jaka przetoczyła się przez region, pozornie bez ostrzeżenia. Nawałnica, którą określono później niesłusznie jako biały szkwał, uśmierciła 12 osób i raniła kilkanaście. Co zdarzyło się tego pamiętnego dnia i czy tragedia może się powtórzyć?
To był kolejny z pogodnych i gorących dni końcówki lata 2007 roku. Tłumy urlopowiczów korzystało z ostatniego turnusu wakacji. Wyjeżdżali w góry, nad Bałtyk, czy za granicę. Rzesza turystów jak co roku za cel obrała jednak Mazury. Wielkie Jeziora, które od dawna kuszą plażowiczów, żeglarzy, czy miłośników innych sportów wodnych. Nie inaczej było 21. sierpnia 2007 roku. Mimo tego, że był to wtorek, jeziora Mamry, Śniardwy, Tałty, czy Niegocin były wypełnione białymi żaglami. Niestety ten sielankowy krajobraz miał w ciągu kilku godzin zmienić się w piekło. W białą, ryczącą kipiel, która pochłonie tuzin żyć.
Niszczycielska burza i awaria radaru
Spokojny i letni dzień, 21. sierpnia 2007 roku nie zapowiadał się jakoś szczególnie. Było ciepło, ale nie upalnie – termometry w Mikołajkach i okolicach wskazywały najwyżej 28 stopni. Na czystym niebie stopniowo pojawiały się niegroźne chmury piętra wysokiego. Była to jednak zapowiedź tego, co miało nadejść nad region popołudniu. Nad Rosją i Grecją ulokowane były wyże, sprowadzające do Polski ciepłe i zasobne w wilgoć powietrze. Z kolei nad Niemcami znajdowała się gromada niżów, które generowały już wcześniej burze. Nad Polską powstały przynajmniej dwie wyraźne i kilka mniejszych linii zbieżności wiatru, na których formowały się popołudniowe burze i klastry burzowe. Jeden z takich układów zaczął się tworzyć już rano nad południowo-wschodnią Polską. Początkowo raczej umiarkowanej siły klaster wędrował na północ. Niestety koło południa zaczął stawać się niebezpieczny.
Tego dnia nie było odbioru danych z radaru meteorologicznego w Legionowie. To właśnie ten radar zapewnia większość danych opadowych dla północno-wschodniej Polski, w tym dla regionu Wielkich Jezior Mazurskich. Już koło południa układ wyginał się w łuk, jednak brak wystarczającej ilości danych radarowych sprawił, że synoptycy zbagatelizowali zagrożenie. Dwie godziny później, gdy burza znalazła się w zasięgu radaru w Gdańsku, była już bardzo groźna. Nadal potrzeba było jednak jeszcze około godziny, zanim znajdzie się na tyle blisko radaru, aby dało się ocenić skalę zagrożenia. Jak się później okazało, było już wtedy za późno, żeby wydać ostrzeżenie.
Biały szkwał na Mazurach
Około godziny 14:30 nawałnica dotarła nad Wielkie Jeziora Mazurskie. Naoczni świadkowie wskazują na rozległe kowadło burzowe, zbliżające się z południa, poprzedzone warstwą chmur Stratocumulus i Nimbostratus – typowe dla dużych układów wielokomórkowych. Wiatr ucichł, a od południa zaczął nachodzić potężny wał szkwałowy. Jego podstawa była wręcz czarna, grzmoty były częste, południowe niebo wręcz dudniło. Wiele osób uciekało już na ląd, ratownicy WOPR wypłynęli godzinę wcześniej na jeziora i megafonami ostrzegali o zbliżającej się burzy. Również kapitanowie Białej Floty wspólnie ostrzegli się przed nawałnicą.
Uderzenie wiatru było nagłe, poprzedzone kompletną ciszą wiatrową. W ciągu kilku sekund dało się słyszeć odległy szum wiatru i fal, a woda stopniowo robiła się biała. Pędzący niczym fala uderzeniowa szkwał niósł ze sobą drobne krople wody, przez co media, nie słusznie zresztą, określili zjawisko jako biały szkwał. Wiatr z burzy wiał z prędkością aż 35 m/s, czyli 126 km/h. To największa prędkość w historii pomiarów na stacji meteorologicznej w Mikołajkach. Po potężnym wietrze pojawił się deszcz, stopniowo przechodzący w grad. Później wszystko ucichło i zaczęło się rozpogadzać. Całe zdarzenie trwało około 10-15 minut, z czego huraganowy wiatr nie więcej niż pięć minut.
Krajobraz po burzy
Do WOPRu zaczęły masowo spływać zgłoszenia o wywróconych jachtach. Ratownicy przeczesywali brzegi, jak i same akweny. To olbrzymi obszar, do którego zaangażowano wszystkich dostępnych ratowników, oraz służby z sąsiednich regionów. Była to największa i najbardziej skomplikowana akcja poszukiwawczo-ratunkowa w najnowszej historii Krainy Wielkich Jezior. Być może największa w ogóle. Zaangażowano między innymi Policję, Straż Pożarną, śmigłowiec, dwa samoloty i sonar. Początkowo zgłoszono wywrotkę 39 jachtów, jednak dochodziły kolejne, niezgłoszone jednostki. Łącznie stwierdzono wywrócenie się aż 60 łodzi. Zatonęło kilkanaście, po dziś dzień nie wiadomo dokładnie ile. Szacunki wahają się między 15 a 20 łodzi.
Z wody wyłowiono ponad 60 osób, niemal wszystkie bez kamizelek. Znaleziono również trzy martwe osoby. Poszukiwania trwały jeszcze kilka dni, jednak części zaginionych nie udało się odnaleźć. Ostateczny bilans to 12 osób zmarłych i kilkadziesiąt poszkodowanych.
Szkwał spowodował straty nie tylko na wodzie. Na północnym i wschodnim Mazowszu, północy Lubelszczyzny, oraz w pasie centralnym województwa warmińsko-mazurskiego łamał drzewa, zrywał dachy i linie energetyczne. Po przejściu nad Mazurami, układ skierował się nad Obwód Kaliningradzki, a następnie nad Zatokę Gdańską, gdzie pod wieczór znacznie osłabł i zanikł.
Czy to faktycznie biały szkwał?
Późniejsza analiza przypadku była utrudniona. Dane pomiarowe były ograniczone, jak z resztą większość danych pomiarowych z Polski. Co więcej, radar w Legionowie nie zapisał danych i nie dało się ich odzyskać. Późniejsza analiza szczątkowych, odległych skanów z Gdańska, oraz z radarów litewskich pozwoliła sklasyfikować tą burzę. Okazało się, że nie była to pojedyncza komórka burzowe, ale szereg burz, związanych w tzw. mezoskalowy układ konwekcyjny. Mazurski biały szkwał powstał więc za sprawą wielu, ściśle powiązanych ze sobą burz. Reanaliza danych radarowych wskazała na silną rotację zachodniej (lewej) części układu, krótko po wejściu w zasięg radaru w Gdańsku, więc mniej więcej w tym samym czasie, w którym wichura uderzyła w Mikołajki, czy Giżycko.
Późniejsze skany wykazały również łukowaty kształt układu – sygnaturę bow echo. Dokładnie takie samo zjawisko odpowiada między innymi za tragedię w Rytlu 11. sierpnia 2017 roku, potężne zniszczenia z 19. lipca 2015 roku, czy prawdopodobnie za zniszczenie Puszczy Piskiej w 2002 roku. Obracanie się burz wywołane było z kolei powstanie mezoskalowego wiru konwekcyjnego. Jest to rzadko spotykane w naszej części zjawisko, towarzyszące dobrze rozwiniętym formacjom bow echo. Układ podczas przemieszczania się, a więc i dojrzewania, coraz mocniej się wybrzusza. W pewnym momencie i przy sprzyjających warunkach jego zakręcająca się cyklonalnie (na półkuli północnej przeciwnie do ruchu wskazówek zegara) końcówka tworzy niewielki, płytki niż. Niesie on niszczące porywy wiatru, liczne prądy zstępujące (zjawisko downburst), czasami także trąby powietrzne. Właśnie takie zdarzenie miało miejsce w Rytlu i najpewniej także na Wielkich Jeziorach Mazurskich.
Z całą dozą pewności można jednak stwierdzić, że zjawisko, które miało miejsce tego tragicznego dnia to nie był biały szkwał. Nazwa, przyjęta głównie medialnie, nie ma pokrycia z rzeczywistością. Fakt, uniesione krople wody stworzyły białą zasłonę, jednak był to efekt zwykłego, acz bardzo silnego, szkwału burzowego. Określeniem biały szkwał nazywa się rzadki fenomen meteorologiczny, podczas którego pojawia się szkwał przy czystym niebie. Mechanizm jego powstawania nie jest do końca poznany. Najbardziej prawdopodobne jest zjawisko prądu zstępującego z okolicznych chmur.
Zdjęcia w artykule pochodzą ze strony mazury.info.pl
Treści zawarte na stronie podlegają prawu autorskiemu. Ponowne wykorzystanie tekstów, grafik, filmów, czy pozostałych komponentów strony w całości, bądź we fragmentach bez podania źródła, lub pisemnej zgody redakcji jest kradzieżą i będzie podstawą do wszczęcia postępowania karnego.Śledź nas na Facebooku!
Doceniasz naszą pracę? Postaw nam wirtualną kawę!