Po niemal miesięcznym okresie zwiększonej aktywności wulkanicznej, w sobotę około 6 rano czasu polskiego doszło do gwałtownej erupcji wulkanu Hunga Tonga–Hunga Haʻapai w archipelagu wysp Tonga. Chmura popiołu wzniosła się na ponad 20 kilometrów, a fala uderzeniowa obiegła całą Ziemię. Skoki ciśnienia z tym związane zanotowano również w Polsce. Informacje z archipelagu są szczątkowe, nie znana jest ani skala szkód, ani ilość poszkodowanych.
Potężna eksplozja wstrząsnęła należącym do Polinezji archipelagiem i wyspiarskim państwem Tonga. Wulkan Hunga Tonga-Hunga Ha’apai po trwającym od 20. grudnia okresie zwiększonej aktywności, wybuchł z olbrzymią siłą. Chmura popiołu i materiałów piroklastycznych wzniosła się do stratosfery, na okoliczne wyspy spadają gorący popiół i bomby wulkaniczne. Erupcja wytworzyła też niewielkie tsunami, oraz była słyszalna w odległości setek, jeśli nie tysięcy kilometrów.
Erupcja, która wystąpiła o 17:15 czasu miejscowego w sobotę, 15. stycznia (5:15 czasu polskiego, tego samego dnia), odczuwalna była na całym świecie w postaci fali ciśnienia, jaką zanotowały barometry. Nawet amatorskie stacje pogodowe wychwyciły przynajmniej główną falę, która uderzyła w Polskę w okolicach godziny 20:00. Kolejne około 40 minut zajęła jej wędrówka przez nasz kraj – od północnego wschodu po południowy zachód. Wtórną, powrotną falę można było zanotować nad ranem, w okolicach godziny 3:00 16. stycznia. Możliwe że w najbliższych dniach przechodzić będą kolejne, słabsze wale ciśnienia.
Erupcja wulkanu na Tonga – co wiemy obecnie?
Eksplozja częściowo podwodnego wulkany Hunga Tonga-Hunga Ha’apai (Hunga Tonga) nastąpiła popołudniu czasu miejscowego i poprzedziła ją słabsza erupcja, która miała miejsce 14. stycznia. Oba wydarzenia związane są z okresem zwiększonej aktywności, jaki rozpoczął się w drugiej połowie grudnia ubiegłego roku. Po chwilowym osłabnięciu, a nawet czasowym uznaniu wulkanu za uśpiony, w piątek (14.01) ponownie nastąpił gwałtowny wzrost aktywności. Punktem kulminacyjnym była potężna i spektakularna erupcja z 15. stycznia.
https://youtu.be/eUrPKUpZVYc
Informacje z wysp są mocno ograniczone, bowiem erupcja uszkodziła podmorski światłowód. Do rządu Nowej Zelandii spływają jednak szczątkowe informacje ze stolicy Tonga, Nuku’alofa. Miasto jest poważnie uszkodzone w skutek trzęsień ziemi, opadów popiołu i tsunami. Nie znana jest ilość poszkodowanych, jednak na teraz (południe czasu polskiego, 16.01) nie ma potwierdzonych ofiar w stolicy Tonga. Poza szkodami, w stolicy sytuacja jest jednak dość spokojna. Nie wiadomo jednak co dzieje się na innych, zamieszkałych wyspach archipelagu. Na szczęście sytuacja chwilowo się uspokoiła i można zacząć planowanie akcji poszukiwawczych i ratunkowych.
Tsunami, chmura popiołów i pioruny
W skutek erupcji, powstała wysoka na około 20 kilometrów chmura popiołu, która dotarła do stratosfery. Według klimatologów i wulkanologów, może to mieć wpływ na globalny klimat, nie należy się jednak spodziewać gwałtownego ochłodzenia, czy niespotykanej aktywności gwałtownej pogody. Część naukowców już określa to zdarzenie jako “jedno na tysiąc lat”. Wulkan wywołał również falę tsunami o wysokości około 2-3 metrów. Choć nie wydaje się to dużo, to fale tsunami niosą olbrzymie masy wody, a wraz z nią, energię. Siła ta zdolna jest to spowodowania znacznych szkód na wybrzeżach. Fale dotarły między innymi do Japonii i USA, gdzie łącznie raniły trzy osoby. Z kolei w Chile dwie zginęły w skutek fali.
Olbrzymia chmura popiołu, którą wytworzył wulkan nie pozostała obojętna dla atmosfery. Poza ogromną ilością gazów i aerosoli, które mogą nieznacznie obniżyć globalną temperaturę, chmura wytworzyła również wyładowania atmosferyczne. Tylko między 6 a 7 czasu polskiego 15. stycznia zanotowano w rejonie wulkanu aż 200 tysięcy piorunów o genezie piroklastycznej.
Fala uderzeniowa obiegła Ziemię!
Eksplozję słychać było z okolicznych archipelagów, między innymi na Fidżi, czy w Nowej Zelandii, jednak urządzenia pomiarowe na Alasce i w kanadyjskim Jukonie również ją wykryły. Najbardziej spektakularnym efektem erupcji jest jednak fala uderzeniowa, która zdążyła już okrążyć Ziemię. Do Polski dotarła około godziny 20:00 i zajęło jej mniej więcej 40 minut przejście przez nasz kraj. Jako pierwsi odnotować ją mogli mieszkańcy Suwalszczyzny, jako ostatni, rejonu Sudetów. W okolicach godziny 3:00 sytuacja się odwróciła, gdy nadeszła fala powrotna. Ta przemieszczała się z południowego zachodu na północny wschód i prawdopodobnie nie była ostatnią, jaką w najbliższych dniach zanotujemy w Polsce.
Falę uderzeniową zanotowały barometry na całym świecie. W Polsce objawiła się jako skok ciśnienia o około 1-2 hPa. Co ciekawe, można ją było zaobserwować nie tylko za pomocą profesjonalnych stacji meteorologicznych, ale również amatorskie, oraz prywatne sensory wykryły skoki ciśnienia. Między innymi w stacjach, których właścicielami są członkowie Sieci Obserwatorów Burz.
W Nowej Zelandii różnica ciśnień wyniosła aż 7 hPa, w Zurychu około 2,5 hPa. Jej intensywność zależy jednak nie tylko od odległości od wulkanu, ale i od rzeźby terenu. Dla przykładu w greckiej Kavali fala główna praktycznie pozostała niezauważona, jednak powrotna miała wartość około 3 hPa. Wynika to z faktu, że na północy znajdują się góry, osłaniające miasto od głównej fali. Powrotna z kolei została spotęgowana na tych samych górach, przechodząc wcześniej nad zatoką. Podobne zjawisko notowano między innymi podczas erupcji wulkanu Krakatoa w 1883 roku.
Grafika ilustracyjna: JAXA
Treści zawarte na stronie podlegają prawu autorskiemu. Ponowne wykorzystanie tekstów, grafik, filmów, czy pozostałych komponentów strony w całości, bądź we fragmentach bez podania źródła, lub pisemnej zgody redakcji jest kradzieżą i będzie podstawą do wszczęcia postępowania karnego.Śledź nas na Facebooku!
Doceniasz naszą pracę? Postaw nam wirtualną kawę!